Nie tylko gra – jak seria FIFA odmieniła życie piłkarzy
Miliony fanów piłki kopanej jest równie, jeśli nie bardziej, zakochanych w najbardziej popularnej serii symulatorów tego sportu pt. „FIFA„. Kultowy tasiemiec, wydawany co roku, cieszy się ogromną popularnością nie tylko wśród kibiców, ale i samych graczy, którzy mniej lub bardziej zadowoleni są ze swych wirtualnych wersji odwzorowanych przez twórców, czyli Electronic Arts. Dziś przyjrzymy się tym, dla których FIFA to coś więcej, niż tylko gra.
Bestia z Anglii
Adebayo Akinfenwa to byk, nie człowiek. Wygląda jak maszyna do zabijania, a nie lis pola karnego. Jak kreskówkowy zły charakter, a przynajmniej jego potężny ochroniarz. Trudno się dziwić – Anglik nigeryjskiego pochodzenia ma ponad 100 kilogramów masy mięśniowej, straszy wyglądem, ale potrafi rozbroić uśmiechem. Ewentualnie solidnym ciosem z barku w obrońcę. Akinfenwa, który od wielu lat reprezentuje kluby z niższych lig angielskich zyskał popularność dzięki temu, iż twórcy gry FIFA dali mu maksymalną jednostkę atrybutu siły fizycznej – 99. Chwilę potem jego kartę w grze spopularyzował jeden z bardziej znanych gamingowych „jutuberów” w Anglii, kryjący się pod pseudonimem KSIOlajidebt. Od tego czasu marka Akinfenwy rosła, stał się postacią kultową, ma własną markę ubrań i współpracuje z EA przy eventach promocyjnych.
Irlandzki youtuber
Weteran boisk Premiership, reprezentant „Zielonej Wyspy” i kolega klubowy Kamila Grosickiego, David Meyler postanowił pokazać światu, że nie tylko prawdziwą futbolówką potrafi operować na dobrym poziomie. Na początku sezonu założył konto na YouTube oraz serwisie streamingowym Twitch, gdzie pokazuje materiały z rozgrywki w trybie Ultimate Team. Mimo że przyznaje, że jest to jego pierwszy rok zabawy w tym trybie, jest on jednym z lepszych zawodników na Wyspach Brytyjskich i, jak głoszą złośliwi, radzi sobie lepiej niż na prawdziwej murawie. Meyler nie tylko tworzy ciekawy i zabawny content dla swych widzów (poniżej znajdziecie link do momentu, kiedy trafia na swoją własną kartę podczas gry), ale też wspiera szpitale i organizacje charytatywne, bo właśnie na nie Irlandczyk przeznacza pieniądze zarobione na swej działalności w internecie.
Brazylijski profesjonalista
Gdy w 2015 roku Wender Lima otrzymał od organizacji FIFA nagrodę Ferenca Puskasa za bramkę roku, mało kto mógłby się spodziewać, że 12 miesięcy później Brazylijczyk nie będzie już prowadził profesjonalnej kariery piłkarza. Szok ogarnął świat piłkarski, gdy okazało się, że były napastnik Goianesa… postanowił zostać profesjonalnym graczem FIFA. Od tego czasu brał on udział w wielu turniejach organizowanych przez EA, w tym w FIFA Interactive World Cup (do którego został zaproszony po pokonaniu mistrza z 2015 roku… wynikiem 6:1) czy mistrzostw kontynentu, a od 2 lat dzierży oficjalny tytuł najlepszego gracza FIFA w Brazylii. Jak sam mówi, daje mu to o wiele więcej frajdy i zapewnia lepsze perspektywy na przyszłość niż gra w piłkę prawdziwą.
Walka o puchary, utrzymanie czy pietruszkę? – przed ostatnią kolejką Ekstraklasy
Za niecały tydzień rozegrana zostanie ostatnia kolejka rundy zasadniczej Ekstraklasy, po której nastąpi podział punktów oraz zespołów na dwie grupy. Zanim to nastąpi, przyjrzyjmy się najciekawszym i najważniejszym dla układu tabeli sobotnim spotkaniom.
O najwyższe laury
Ciasno w TOP4 – pomiędzy pierwszą Jagiellonią a czwartym Lechem Poznań zaledwie 4 punkty różnicy, co po podziale będzie miało niewielkie znaczenie.
Drugiej w tabeli Legii zagrozić w sobotę może goszcząca ich przy ul. Kałuży Cracovia, zajmująca 12 miejsce w tabeli. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne, gdyż ta nie potrafi wygrać z zespołem ze stolicy od 2004 roku, a w tym czasie przegrała aż 18 z 23 ligowych spotkań obu zespołów. Nie zapominajmy jednak – Ekstraklasa rządzi się swoimi prawami.
Ze wszystkich zespołów TOP4, wydawać by się mogło, że to Lechia Gdańsk stanie przed najtrudniejszym wyzwaniem, a dokładniej Pogonią w Szczecinie. Portowcy wracają powoli do formy z jesieni, i wygrali 2 ostatnie spotkania, w tym mecz z Arką Gdynia aż 5-1. Możemy z niecierpliwością czekać na to spotkanie, tym bardziej iż możliwe jest, że w wyjściowym składzie gospodarzy pojawi się Mateusz Matras – filar zespołu Kazimierza Moskala, który od lipca będzie bronił barw gdańskiej Lechii.
Byle przetrwać
Nie tylko jednak o puchary i medale będą walczyć w tę sobotę piłkarze Ekstraklasy. W dolnej połowie tabeli jest równie ciasno jak na jej szczycie, a o zdobycie przewagi przed rundą finałową walczyć będą miedzy innymi zawodnicy Arki Gdynia.
Zmierzą się oni z Wisłą Płock, która w przypadku wygranej zapewni sobie awans do grupy mistrzowskiej. Zawodnicy z Pomorza na wiosnę zdobyli zaledwie 4 punkty, ale sądząc po ich grze w poniedziałkowych derbach z Lechią, w zespół nowy duch i wiarę tchnął nowy sternik Leszek Ojrzyński.
Ostatni w tabeli Górnik Łęczna pod wodzą byłego selekcjonera Franciszka Smudy stawi czoła Wiśle Kraków pod Wawelem. Gospodarze grają wiosną rewelacyjnie, a Ekstraklasa przypomina dla nich bardziej plac zabaw niż pole bitwy, tymczasem zespół z Lubelszczyzny z każdym kolejnym meczem coraz bardziej zabija nadzieje swoich sympatyków na utrzymanie. Pozostaje szkoleniowcowi gości życzyć powodzenia w „walce o spadek”, jak sam powiedział.
Nie być jak Podbeskidzie
Zespół z Bielska-Białej rok temu, na trzy dni przed rozpoczęciem rundy finałowej, został przesunięty z ósmego miejsca na dziewiąte, a po 37 kolejce zamiast cieszyć się z utrzymania ekstraklasowego bytu, pożegnał się z ligą, zlatując z niej z hukiem z ostatniego miejsca. Nikt nie chce, by ta historia się powtórzyła, więc niezwykle ciekawym i pełnym walki spotkaniem powinien być pojedynek siódmej Bruk-Bet Termalici oraz znajdującej się tuż za nią Korony Kielce. Utrata punktów w tym spotkaniu przy ewentualnym zwycięstwie płocczan czy Zagłębia Lubin, spowoduje, bądźmy szczerzy, frajerski spadek do grupy… spadkowej jednego z dwóch zespołów, którym przed sezonem nie dawano najmniejszych szans na zajęcie lepszej niż dziesiątej pozycji.
Spotkania 30 kolejki LOTTO Ekstraklasy rozpoczną się na wszystkich stadionach o godzinie 18 w najbliższą sobotę.
Układ tabeli możecie sprawdzić pod tym linkiem: http://www.ekstraklasa.org/rozgrywki
A na szerszą zapowiedź oraz szczegółowe statystyki zapraszam pod adresem: www.ekstrastats.pl
Kanonierów ostatni dzwonek – zapowiedź meczu z Middlesbrough
Teraz albo nigdy. Kulejący przez cały rok Arsenal musi kibicom, ale przede wszystkim sam sobie udowodnić, że jest zespołem, który stać na grę w rozgrywkach Ligi Mistrzów w sezonie 17/18. Jest jeden warunek – pewna wygrana w dzisiejszym spotkaniu. (Lanie w Lany Poniedziałek?) Ekipa Arsene’a Wengera wybiera się na spotkanie 33 kolejki na Riverside Stadium, gdzie zmierzą się z beniaminkiem rozgrywek Middlesbrough. Przedostatnia drużyna Premiership, która nie wygrała w 2017 jeszcze ani jednego ligowego spotkania wydaje się być idealnym chłopcem do bicia, a mecz ten powinien być dla Kanonierów dobrą okazją na odbicie się po zeszłotygodniowej porażce z Crystal Palace 3:0.
Co przemawia za Arsenalem?
Wspomniany brak zwycięstw zespołu Steve’a Agnewa, który przejął obowiązki po zwolnieniu Hiszpana Aitora Karanki. Do tego kontuzje kluczowych zawodników, jak lewy obrońca George Friend czy ofensywny pomocnik Gaston Ramirez, a także wypożyczony z Arsenalu Calum Chambers.
Co przemawia za Middlesbrough?
Absencja kontuzjowanych golkiperów Petra Cecha i Davida Ospiny, oraz filaru defensywy Laurenta Koscielnego, który ostatni raz na boisku pojawił się w spotkaniu rewanżowym 1/8 finału Ligi Mistrzów przeciwko Bayernowi. Do tego dochodzi brak od dłuższego czasu Santiego Cazorli czy kapitana Kanonierów Pera Mertesackera. Nie to powinno jednak spędzać sen z powiek kibiców klubu z Emirates – największym z grzechów Arsenalu jest to, że 8 ostatnich ligowych spotkań wygrał zaledwie 2.
Co ten mecz znaczy dla obu zespołów?
Po 30 kolejkach Arsenal zajmuje dopiero 7 miejsce, ze stratą 10 punktów do zapewniającego grę w barażach Ligi Mistrzów 4 miejsca. Jeśli chcą w tych rozgrywkach się za rok znaleźć, i podbudować się przed decydującą fazą sezonu, zwycięstwo jest konieczne. Middlesbrough natomiast traci do znajdującego się na bezpiecznym 17 miejscu w tabeli Hull City 6 punktów, ale rozegrało o dwa spotkania mniej. Punkty potrzebne są teraz zawodnikom z Riverside jak tlen.
Sędzia Andrew Taylor rozpocznie to spotkanie dziś (tj. 17 kwietnia) o godzinie 21. Transmisja w Canal+ Sport.
Kryształowa noc Arsenalu
10 kwietnia na Selhurst Park w Londynie zmierzyć miały się zespoły o zupełnie różnych ambicjach. Crystal Palace, desperacko walczące o utzymanie, zespół który zanotował jedynie 4 zwycięstwa na swym terenie kontra Arsenal, ze wszystkich sił próbujący utrzymać swoje nadzieje na zakończenie sezonu w TOP4. Tak jak napisałem, miały się zmierzyć dwa zespoły. Arsenal na to spotkanie jednak „nie dojechał”.
„Pewniaczek”
Gdyby sugerował się tylko tabelą i wynikami Palace u siebie, postronny kibic nie powinien mieć większych problemów z określeniem faworyta. Nie był to przecież mecz Ekstraklasy gdzie w spotkaniu takim jak to jedyna racjonalna opcja byłoby obstawienie u bukmachera wygranej gospodarzy. No, może z podpórką. Ale to przecież nie Ekstraklasa, prawda? Wszystkie znaki na niebie wskazywały że Kanonierzy po derbach Londynu będą mogli dopisać sobie kolejne trzy punkty, prawda?
Śliska sprawa
Rzeczywistość szybko jednak brutalnie zweryfikowała wszelkie przekonania kibiców i ekspertów wskazujących na wygraną Arsenalu. Zasłużone 3:0, po bramkach Townsenda, Cabaye i Milivojevicia. Arsenal dostał od zespołu Sama Allardyce’a solidne wciry, dominował przez większość spotkania i nie pozwolił Arsenalowi na stworzenie więcej niż dwóch groźnych sytuacji (strzały Elneny’ego i Welbeck’a, o dziwo najgorszych zawodników Arsenalu tego dnia). W 17 minucie w polu karnym Emiliano Martineza (zastąpił kontuzjowanych Cecha i Ospinę) poślizgnął się Wilfried Zaha… lecz piłka pchnieta przez niego trafiła mimo wszystko do Androsa Townsenda który pewnym strzałem wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Od tego momentu Arsenal ruszył na bramkę Hennessey’ego – z marnymi skutkami (Walijczyka zmuszona do Walijczyka tylko 3 razy).
Nieporadność Arsenalu wykorzystali w drugiej połowie zawodnicy Palace. I mocno nawodnioną murawę. Od 60 minuty gospodarze zachowywali się jak gdyby grali oni w Mario Kart, a na swojej drodze wpadali co chwilę na rozrzucone skórki od bananów. W ciągu 3 sekund stanęli na nich Wilfried Zaha i Yohan Cabaye, którzy stracili na chwilę równowagę i zaliczyli bliskie spotkanie trzeciego spotkania z trawą na Selhurst Park. Efekt? Asysta Iworyjczyka, piękny lob Francuza, 2:0. To nie żart. Chwilę później Townsend pozazdrościł swym kolegom i w polu karnym zachował się jak dziecko, które weszło na lodowisko bez łyżw – czyli przewrócił się bez pomocy ze strony osób trzecich. Sędzia podyktował jednak rzut karny, pewnie wykorzystany przez Lukę Milivojevicia.
Koniec marzeń Arsenalu (?)
Arsenal wygrał zaledwie 2 z ostatnich 8 ligowych spotkań, a po tej porażce może spaść nawet na 7 miejsce w tabeli. Ktokolwiek wierzył w TOP4 po 38 kolejce może już porzucić wszelką nadzieję, zwinąć kramik i modlić się o to, by Spurs nie ubiegło Chelsea w walce o mistrzostwo.
Na sam koniec chciałbym odnieść się do tytułu tego wpisu. Porównywanie jakichkolwiek wydarzeń sportowych do pogromu Żydów przez nazistów w 1938 roku może zostać uznane za nieodpowiednie czy nietrafione. Mecz ten pokazał jednak, że ktoś kto pociąga sznurki w Arsenalu chyba przypadkowo włączył guzik podpisany „Tryb autodestrukcji”. Kanonierzy zabijają i psują się od środka. Ale o tym innym razem… Szansa na rehabilitację już w Lany Poniedziałek, przeciwko przedostatniemu Middlesbrough na wyjeździe. Idźcie do buka, postawcie 1X… nie powinniście żałować.
Więcej o zbliżającym się meczu przeczytacie tutaj: http://deadendfriend.prv.pl/kanonierow-ostatni-dzwonek/